Skarga na przewlekłość postępowania vol. I
Do Prokuratury wpływa zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Organ ze zdwojoną siłą zaczyna szukać winnego. Zbiera materiał, przesłuchuje świadków, porusza niebo i ziemię, żeby cokolwiek znaleźć. Zaczyna stawiać zarzuty pierwszym podejrzanym. Z czasem entuzjazm opada, czynności podejmowane są coraz rzadziej. W końcu, zanim się obejrzymy, mija 5 lat, postępowanie zasadniczo stoi w miejscu, a klienci – którzy w dalszym ciągu mają status pokrzywdzonego – zadają jedno pytanie: Pani Mecenas, kiedy to wszystko się skończy?!
No właśnie, kiedy?
Jeżeli mieliście kiedykolwiek okazję brać udział, czy to w charakterze strony, czy uczestnika w jakimkolwiek toczącym się postępowaniu – i nie chodzi tutaj wyłącznie o postępowanie karne – na pewno, po pewnym czasie zaczynaliście wątpić w wymiar sprawiedliwości i z przekleństwem na ustach mówiliście – ile jeszcze? Niestety, nie jesteście wyjątkiem. Przewlekłość chlebem powszednim sądownictwa.
O ile, tak jak pisałam powyżej, dotyczy to każdego postępowania, o tyle – przynajmniej moim zdaniem – jest to najbardziej uciążliwe w przypadku spraw karnych. Ok, w przypadku oskarżonych jeśli jest szansa na przedawnienie, to czas jak najbardziej jest naszym sprzymierzeńcem. Ale jeżeli wiemy, że do tego magicznego momentu jeszcze daleka droga i nie mamy na to co liczyć, to już przestaje być kolorowo. Kolorowo od początku nie jest, jeżeli jesteśmy po drugiej stronie barykady i zależy nam na jak najszybszym ukaraniu sprawcy.
Klient, co prawda jeszcze bez wyroku, żyje w ciągłym stanie niepewności. Od przedstawienia zarzutów do wydania wyroku nie wie tak naprawdę czego się spodziewać. Każde przesłuchanie, każda rozprawa, przynajmniej dla większości osób, to niesamowity stres, a często nawet nieprzespane noce.
I teraz wkraczamy my!
Rolą adwokata jest czuwanie nad tym, aby wszystkie prawa klienta zostały zachowane, a jednym z nich jest rozpatrzenie jego sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki – wynika to wprost z art. 45 Konstytucji. A skoro tak stoi w Konstytucji, to tak musi być! Prawda? W założeniu tak, ale z uwagi na ilość prowadzonych spraw, braki kadrowe i inne czynniki nie zawsze tak jest. Ale nie można się załamywać, bo zawsze – a przynajmniej w większości przypadków – można w jakiś sposób „przekonać” organ do wrzucenia wyższego biegu. Jedną z takich instytucji jest właśnie skarga na przewlekłość postępowania.
Trochę teorii.
Instytucja skargi na przewlekłość postępowania została wprowadzona ustawą z dnia 17 czerwca 2004 roku o skardze na naruszenie prawa strony do rozpoznania sprawy w postępowaniu przygotowawczym lub nadzorowanym przez prokuratora i postępowaniu sądowym bez nieuzasadnionej zwłoki.
Jeżeli uznamy, że postępowanie trwa dłużej, niż to konieczne dla wyjaśnienia okoliczności faktycznych i prawnych istotnych dla rozstrzygnięcia sprawy, albo dłużej niż to konieczne do załatwienia sprawy egzekucyjnej lub innej dotyczącej wykonania orzeczenia sądowego, strona może wnieść skargę o stwierdzenie przewlekłości postępowania – mówi o tym wprost art. 2 ust. 1 ustawy.
Skarga może zostać złożona na każdym etapie postępowania, do momentu prawomocnego zakończenia – mówiąc krótko do chwili uprawomocnienia się wyroku, do Sądu wyższego rzędu za pośrednictwem organu, którego działań (albo w tym przypadku ich braku) skarga dotyczy. Skarga podlega opłacie w wysokości 100 zł.
Dodatkowo, skarżący może złożyć wniosek o przyznanie mu zadośćuczynienia w wysokości od 2 tys. do 20 tys. zł za krzywdę, która wynika z przewlekłości postępowania.
Tyle teorii. Jak wygląda to w praktyce? Dowiecie się już w następnym odcinku…