Rozwód to stres, emocje, podział majątku, czasem łzy…ale wiecie, co potrafi wzbudzić naprawdę wielkie emocje? Kiedy dwoje ludzi w trakcie rozwodu patrzy sobie w oczy i jedno mówi: „ja zabieram Fafika”, a drugi odpowiada „po moim trupie!”.
O ile można podzielić mieszkanie, meble i łyżeczki, to co z tym, który merda ogonkiem w przedpokoju na przywitanie albo mruczy Ci na brzuchu kiedy oglądasz serial?
Zwierzak po rozwodzie – kto go „dostaje”?
Tu zaczyna robić się ciekawie. Bo chociaż pies albo kot to dla nas członkowie rodziny, w świetle prawa…są rzeczą. Tak, dobrze widzisz – rzeczą. Z wyjątkowym statusem, bo „rzeczą szczególną”, ale dalej rzeczą. Dla mnie też wydaje się to niewyobrażalne, bo mój Biszkopt rzeczą absolutnie nie jest.
To oznacza, że w sądzie zwierzak będzie traktowany na równi z autem, albo kanapą. Tyle, że z wielkimi oczami i merdającym ogonkiem.
Ale kogo wybrać??
I tu zaczyna się problem. Zwierzak nie powie, z kim chce zostać. A sąd – niestety – nie ustali opieki naprzemiennej jak przy dziecku. Nie ma u nas przepisów, które mówiłyby: „Piesek zostaje z panią, ale pan może zabierać go na weekendy i wakacje”.
Ale (!) jeśli strony się dogadają to można wszystko. Znane są przypadku, gdzie byli małżonkowie ustalają między sobą, że piesek spędza u każdego z nich po tygodniu. Albo że kotek zostaje z jednym z nich, a drugie może go odwiedzać.
Co można zrobić, żeby nie skończyło się w sądzie?
- dogadajcie się po ludzku – jeśli macie wspólnego zwierzaka, to najprawdopodobniej oboje go kochacie (gdyby tak nie było, nie byłoby problemu). Zamiast ciągać się po sądach usiądźcie i pogadajcie. Czasem jedno z was ma więcej czasu, drugie więcej miejsca. Zróbcie „plan opieki” – serio, to może się udać.
- myśl o zwierzaku, nie o sobie – zemsta przez psa? Serio, to bardzo słabe zagranie. Jeśli naprawdę zależy Ci na zwierzaku pomyśl, z kim będzie miało lepsze warunki, kto może się nim lepiej zająć, poświęcić mu więcej czasu.
- jeśli trzeba – napiszcie umowę – nie musi być w jakieś szczególnej formie krwią podpisana, wystarczy zwykłe porozumienie – kto ma zwierzaka, jak dzielicie koszty, czy są odwiedziny. Nawet jeśli sąd tego nie wymaga, wy będziecie mieć jasność.
A jeśli się nie dogadacie?
Wtedy niestety nie będzie innego wyjścia – trzeba będzie iść do sądu. Wtedy zwierzak będzie traktowany jak jeden ze składników majątku. Czyli jeśli został nabyty podczas małżeństwa należy do majątku wspólnego, jeśli jedno z was miało go wcześniej – zostaje z właścicielem. Sąd przyzna zwierzaka jednej stronie. Nad odwiedzinami nawet się nie pochyli.
Rozwód to rozpad relacji. Ale dla waszego zwierzaka to po prostu…rozpad codzienności, jaką znał. Nie wie co to pozew, alimenty i kto ma rację. Czasem największą dojrzałością nie jest wygrać sprawę, tylko zrobić to, co dobre – nie dla siebie, tylko dla kogoś kto szczeka albo mruczy.
* zdjęcie z albumu prywatnego :)